Nie rozumię z tego mojego życia już nic....:( raz jest wszystko zajebiście.... super...poproztu całkiem luzik...a raz to mam ochotę się zapaść pod ziemię...wszystko się znów zmienia nie koniecznie na lepsze... staje się coraz bardzie szare... nie tykalne...nie realne...nie możliwe... bez sensu... nic nie rozumię... nie mam doła nie mam depresji...nie jestem załamana... jestem normalna...tylko coś mi tu nie pasuje...coś jest nie tal... wiem co...ale czy warto tu to pisać...chyba nie:( i tak nikt by nie zrozumiał... nikt by się nie przejoł... nikt by nie wytłumaczył ...nikt by mi nie pomógł...Teraz jeszcze te Święta, cholerne Święta jak ja ich nie nawidze ,nie nawidze kościoła, tego całego chrześcijaństwa...tych ludzi co tak Boga kochaja... nie rozumię ich są.... nadentymi ślepotami... bo nie widzą tego i nie rozumieja...gdyby przecież Bóg istniał to nie było by wojen... bitw... walk...przemocy...Bóg jest niby miłosierny więc dlaczego nie potrafi powstrzymać tego co się źle dzieje?Dlaczego nie sprawi by wszyscy byli szczęśliwi.... dlatego,że go nie ma nie będzie i nie było...przynajmiej dla mnie...Nie chcę tu nikogo odrazić, ale to moje zdanie i myślę że jest w nim choć ziarno prawdy...
Od pewnego czasu...dłuższego czasu żadziej widuję się z Kamilem... i mniej go widzę tym bardziej go kocham... tym bardziej tęsknię...tym bardziej mi go brakuje... To jest chyba jedyna osoba dla której nie jestem obojętna...dla której coś znacze i która mnie naprawde kocha!!!!!!!nie wiem co ja bym bez niego zrobiła...on jest dla mnie wszystkim i jedyną osobą która mnie rozumie...:(:)nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale chyba taki jest mój los i muszę się z tym pogodzić...
Byłam dziś z Kudlanką i Martą w nedzie... oblewałyśmy urodzinki Anki i nowy kolczyk w języku takiej laski, która właśnie dziś poznałam...zajebista laska...ale były zjeby...dobra kończę....